Sergio Pérez wraca do ścigania
Ostatnio modyfikowany 4 lata temu przez Marcin Błażejowski.
Po dwóch tygodnia kwarantanny Sergio Pérez – jeden z moich nieulubionych kierowców – wraca do ścigania. I mam naprawdę mieszane uczucia. Dlaczego?
Powód pierwszy – COVID. Wszyscy wiemy, co stało się wokół nas, wszyscy pamiętamy początek sezonu 2020 w Australii. Czy naprawdę doświadczenie tych kilku miesięcy nie nauczyło nas pokory przez wirusem? Niestety wygląda na to, że partykularna potrzeba wyjazdu jest ważniejsza, niż cała – dopiero rozkręcająca się – karuzela Formuły 1. Wydaje mi się, że Sergio Pérez naprawdę nie rozumie, że mógł wysadzić w kosmos cały paddock?
Powód drugi – zachowanie na torze. Nie wiem co Sergio Pérez ma w głowie, ale ja w swojej mam śmiertelne wypadki Senny i Ratzenbergera z 1994 oraz Julesa Bianchi z 2014. I nie chcę oglądać następnych. A co na torze potrafił wyczyniać Sergio Pérez? Popatrzmy na film.
Powód trzeci – Carlos Slim. Zawsze denerwowali mnie kierowcy płacący za starty w F1 i zdecydowanie do tej grupy zaliczam Sergio Péreza. Czy bez pieniędzy Carlosa Slima PER dostałby się do Formuły 1? A jeśli nawet, to czy utrzymałby się w niej przez tyle lat, mając – bądźmy szczerzy – przeciętne wyniki? A jakie wyniki PER osiąga w tym sezonie? Raczej nie deklasuje kolegi zespołowego. Wręcz przeciwnie, często przegrywa z Lancem Strollem. O tym drugi raczej nie myślimy jako o topowym młodym kierowcy i przyszłym mistrzu świata.
Właśnie ze względu na te trzy powody osobiście żałuję, że Sergio Pérez wraca do ścigania. Miałem cichą nadzieję, że po numerze z COVID, jaki wykręcił ewidentnie łamiąc narzucone reguły, zostanie ze stawki po prostu wyrzucony. Niestety – wraca.
Marcin